Triduum Paschalne - tłumacząc dokładnie Trzy Dni Przejścia. A mówiąc bardzo precyzyjnie Trzy Noce Przejścia. Liturgia Triduum Paschalnego tworzy jedną całość. Liturgia Wielkiego Czwartku ma początek ale nie ma zakończenia. Liturgia Wielkiego Piątku nie ma ani początku ani końca. Liturgia Wigilii Paschalnej nie ma początku ale ma już zakończenie. Triduum Paschalne to jedna całość.
Pomoc w owocnym przeżyciu Triduum Paschalnego.
[więcej w zakładce tematycznej na boku strony -> ]
Serwis pomagający przeżyć (zrozumieć) ten święty czas: https://triduum.liturgia.pl/
Modlitwy ze starych modlitewników:
[Modlitewnik pasyjny na Wielki Post.] i [Modlitewnik pasyjno-paschalny.] -> [Zegar Męki Pańskiej]
Wielki Czwartek:
[Modlitwy za kapłanów i o powołania]
[List biskupów polskich do kapłanów na Wielki Czwartek 2024 roku]
[Dobro w Wielki Czwartek 2024 (Sacerdos in aeternum)]
[Modlitwy i rozmyślania w Wielki Czwartek]
Odpust: Msza Wieczerzy Pańskiej - teksty liturgii na brewiarz.pl, odpust zupełny za śpiew "Sław języku Tajemnicę"
-> [Wielki Czwartek: odmówienie strofy hymnu „Przed tak wielkim sakramentem]
Wielki Piątek:
[Modlitwy i rozmyślania w Wielki Piątek]
["Medytacja w Wielki Piątek"]
[Modlitwy do Pana Jezusa Bolejącego.]
[Modlitewnie przy Krzyżu Świętym - bądź uwielbiony.]
[Nowenna do Miłosierdzia Bożego (9 dni przed Świętem Miłosierdzia Bożego)]
Odpust: Liturgia Męki Pańskiej - teksty liturgii na brewiarz.pl, odpust zupełny za adorację krzyża.
-> [Wielki Piątek: Adoracja Krzyża] [Wielki Piątek: Droga Krzyżowa]
Wielka Sobota:
[Modlitwy i rozmyślania w Wielką Sobotę]
Wielka Niedziela (Wigilia Paschalna/Wielkanoc):
[Modlitwy na Zmartwychwstanie Pańskie]
Odpust: Wigilia Paschalna - teksty liturgii na brewiarz.pl, odpust zupełny za odnowienie przyrzeczeń chrztu.
-> [Wigilia Paschalna: odnowienie przyrzeczeń chrzcielnych]
Zdjęcia
"Ciemnica" w parafii św. Mikołaja w Grójcu w 2024 r.
Ciemna Jutrznia 2024r.
Krzyż adorowany 2024 r.
"Grób Pański" w parafii św. Mikołaja w Grójcu 2024 r.
Co na mojej stronie pisałem o Triduum:
Pliki do pobrania:
Wehikuł czasu:
Wielki Czwartek
Homilia Ojca Świętego Franciszka wygłoszona w Bazylice Św. Piotra w Watykanie podczas Mszy Krzyżma
28 marca 2024 r.
„Oczy wszystkich w synagodze były w Niego utkwione” (Łk 4, 20). Ten fragment Ewangelii jest zawsze uderzający, prowadząc do wizualizacji sceny: wyobrażenia sobie tej chwili milczenia, w której wszystkie oczy były skupione na Jezusie, w mieszaninie zdumienia i nieufności. Wiemy jednak, jak to się skończyło: po tym, jak Jezus zdemaskował fałszywe oczekiwania swoich rodaków, oni „unieśli się gniewem” (Łk 4, 28), wyszli i wypędzili Go z miasta. Ich oczy skupiły się na Jezusie, ale ich serca nie były skłonne do przemiany pod wpływem Jego słowa. W ten sposób stracili życiową szansę.
Ale dzisiejszego wieczoru, w Wielki Czwartek, ma miejsce alternatywne skrzyżowanie spojrzeń. Protagonistą jest pierwszy Pasterz naszego Kościoła, Piotr. Na początku on również nie ufał słowu „demaskującemu”, które Pan do niego skierował: „trzy razy się Mnie wyprzesz” (Mk 14, 30). W ten sposób „stracił z oczu” Jezusa i zaparł się Go, zanim kogut zapiał. Kiedy jednak „Pan obrócił się i spojrzał” na Piotra, ten „wspomniał na słowo Pana, jak mu powiedział: […] wyszedł na zewnątrz i gorzko zapłakał” (Łk 22, 61-62). Jego oczy zalały się łzami, które płynąc ze zranionego serca, uwolniły go od fałszywych przekonań i usprawiedliwień. Ten gorzki płacz zmienił jego życie.
Słowa i gesty Jezusa przez lata nie wyrwały Piotra z jego oczekiwań, podobnych do oczekiwań mieszkańców Nazaretu: on również czekał na Mesjasza politycznego i potężnego, silnego i zdecydowanego, a w obliczu skandalu słabego Jezusa, aresztowanego bez oporu, oświadczył: „Nie znam Go!” (Łk 22, 57). I to prawda, nie znał Go: zaczął Go poznawać, gdy w mroku zaparcia się zrobił miejsce na łzy wstydu i serdecznego żalu. A naprawdę poznał Go, gdy zasmucony, „że mu po raz trzeci powiedział: «Czy kochasz Mnie?»”, pozwolił się w pełni przeniknąć spojrzeniu Jezusa. Wtedy z „nie znam Go” przejdzie do słów: „Panie, Ty wszystko wiesz” (J 21, 17).
Drodzy bracia kapłani, uzdrowienie serca Piotra, uzdrowienie Apostoła, uzdrowienie Pasterza dokonują się, gdy zranieni i skruszeni pozwalamy, by Jezus nam przebaczył: wiodą przez łzy, gorzki płacz, ból, który pozwala nam na nowo odkryć miłość. Dlatego od dawna miałem ochotę podzielić się z wami, w ten Wielki Czwartek Roku Modlitwy, kilkoma refleksjami na temat raczej zaniedbanego, ale istotnego aspektu życia duchowego; proponuję to ponownie za pomocą słowa które jest być może przestarzałe, ale które, jak wierzę, warto odkryć na nowo: skrucha [łac. compunctio].
Co to jest? Słowo to przywołuje na myśl ukłucie [łac. punctio]: skrucha to „ukłucie w sercu”, przebicie, które je rani, wywołując łzy skruchy. Pomaga nam w tym pewien epizod dotyczący św. Piotra. Przeniknięty spojrzeniem i słowami zmartwychwstałego Jezusa, w dniu Pięćdziesiątnicy, oczyszczony i rozpalony przez Ducha, ogłosił mieszkańcom Jerozolimy: „tego Jezusa, którego wyście ukrzyżowali, uczynił Bóg i Panem, i Mesjaszem” (por. Dz 2, 36). Słuchacze od razu dostrzegli zło, jakie uczynili, i zbawienie, którym obdarzył ich Pan, a „gdy to usłyszeli” – jak mówi tekst – „przejęli się do głębi serca” (Dz 2, 37).
Oto skrucha: nie jest to poczucie winy, które obala na ziemię, nie jest to skrupulatność, która paraliżuje, lecz dobroczynne ukłucie, które pali wnętrze i uzdrawia, ponieważ serce, widząc swoje zło i uznając siebie za grzesznika, otwiera się, przyjmuje działanie Ducha Świętego, żywej wody, która porusza je, sprawiając, że łzy spływają po twarzy. Kto zrzuca maskę i pozwala, aby Bóg spojrzał na jego serce, otrzymuje dar tych łez, najświętszych wód po wodach chrzcielnych (1).
Trzeba jednak właściwie zrozumieć, co to znaczy płakać nad sobą. Nie oznacza to użalania się nad sobą, do czego często jesteśmy kuszeni. Dzieje się tak na przykład wtedy, gdy jesteśmy rozczarowani lub zmartwieni z powodu zawiedzionych oczekiwań, braku zrozumienia ze strony innych, być może współbraci i przełożonych. Albo kiedy, dla dziwnej i niezdrowej przyjemności duszy, uwielbiamy rozpamiętywać krzywdy, jakie nam wyrządzono, by użalać się nad sobą, myśląc, że nie otrzymaliśmy tego, na co zasłużyliśmy i wyobrażając sobie, że przyszłość może przynieść nam tylko ciągłe negatywne niespodzianki. Święty Paweł naucza, że jest to smutek według świata, w przeciwieństwie do smutku według Boga (2).
Natomiast płakać nad sobą, to poważnie żałować, że zasmuciliśmy Boga grzechem; to przyznać, że zawsze jesteśmy dłużnikami, a nigdy wierzycielami; to przyznać, że zagubiliśmy drogę do świętości, nie dochowując wiary w miłość Tego, który oddał za mnie życie (3). Jest to spojrzenie w głąb siebie i ubolewanie nad swoją niewdzięcznością i niestałością; to rozważanie ze smutkiem swojej dwulicowości i fałszu; jest to zejście w głębię meandrów swojej hipokryzji. Aby potem, stamtąd, wznieść na nowo spojrzenie na Ukrzyżowanego i dać się poruszyć Jego miłości, która zawsze przebacza i podnosi, która nigdy nie zawodzi oczekiwań tych, którzy Mu ufają. W ten sposób łzy nadal płyną i oczyszczają serce.
Skrucha, istotnie, wymaga wysiłku, ale przywraca pokój; nie powoduje udręki, lecz uwalnia duszę od ciężaru, ponieważ oddziałuje na ranę grzechu, pozwalając nam przyjąć czułość niebiańskiego lekarza, który przemienia serce, gdy jest „pokorne i skruszone” (Ps 51, 19), złagodzone łzami. Skrucha jest zatem lekiem na sklerokardię, na zatwardziałość serca, tak bardzo potępianą przez Jezusa (por. Mk 3, 5; 10, 5). Serce, bowiem, bez skruchy i płaczu staje się zatwardziałe: najpierw przyzwyczaja się do własnych nawyków, potem niecierpliwi się wobec problemów i staje się obojętne wobec ludzi, następnie zimne i niemal niewzruszone, jakby otoczone niezniszczalną skorupą, a w końcu staje się sercem z kamienia. Ale tak jak kropla drąży kamień, tak też i łzy powoli drążą zatwardziałe serca. W ten sposób jesteśmy świadkami cudu smutku prowadzącego do łagodności.
Rozumiemy zatem, dlaczego duchowi nauczyciele nalegają na skruchę. Św. Benedykt zachęca nas każdego dnia: „Dawne swoje grzechy codziennie ze łzami i wzdychaniem na modlitwie wyznawać Bogu (4), i stwierdza, że kiedy się modlimy, „nie wielomówstwo, lecz tylko czystość serca i łzy skruchy zasługują w oczach Boga na wysłuchanie” (5). I jeśli dla św. Jana Chryzostoma pojedyncza łza gasi palenisko win (6), to dzieło O Naśladowaniu Chrystusa zaleca: „Zanurz się w skrusze serca”, ponieważ „przez lekkomyślność i pobłażliwość dla zła, które w nas tkwi, nie potrafimy odczuwać bólu duszy” (7). Skrucha jest remedium, ponieważ przywraca nas do prawdy o nas samych, tak że głębia naszego bycia grzesznikami ujawnia nieskończenie większą rzeczywistość przebaczenia, które otrzymaliśmy. Stwierdzenie Izaaka z Niniwy nie jest zatem zaskakujące: „Kto zapomina o mierze swoich grzechów, zapomina o mierze łaski Bożej względem niego” (8).
To prawda, wszelkie nasze odrodzenie wewnętrzne zawsze wypływa ze spotkania naszej nędzy z Jego miłosierdziem, prowadzi przez nasze ubóstwo ducha, które pozwala Duchowi Świętemu nas ubogacić. W tym świetle rozumiemy mocne stwierdzenia wielu mistrzów duchowych. Pomyślmy o tych tezach, jakże paradoksalnych, cytując jeszcze św. Izaaka: „Ten, kto zna swoje grzechy […], jest większy od tego, kto modlitwą wskrzesza umarłych. Ten, kto płacze godzinę nad sobą, jest większy niż ten, kto służy całemu światu kontemplacją […]. Ten, komu dane jest poznać samego siebie, jest większy od tego, komu dane jest widzieć aniołów”(9).
Bracia, przejdźmy do nas i zapytajmy samych siebie, ile skruchy i łez jest obecnych w naszym rachunku sumienia i w naszej modlitwie. Zapytajmy siebie samych, czy wraz z upływem lat przybywa łez. Pod tym względem dobrze jest, jeśli ma miejsce coś odwrotnego, niż w życiu biologicznym, gdzie, gdy człowiek dorasta, płacze mniej niż wówczas, gdy był dzieckiem. Natomiast w życiu duchowym, w którym ważne jest, aby stać się jak dziecko (por. Mt 18, 3), ci, którzy nie płaczą, cofają się, starzeją się wewnętrznie, podczas gdy ci, którzy urzeczywistniają modlitwę prostszą i bardziej zażyłą, nacechowaną adoracją i wzruszenia wobec Boga, dojrzewają. Wiążemy się coraz mniej z samymi sobą, a coraz bardziej z Chrystusem i stajemy się ubogimi w duchu. W ten sposób czujemy się bliżsi ubogich, szczególnie umiłowanych przez Boga, których wcześniej – jak pisze św. Franciszek w swoim testamencie – odpędzał, ponieważ trwał w grzechu, ale których towarzystwo, później, z gorzkiego stało się słodkie (10). Tak więc ten, kto skruszy się w sercu, czuje się coraz bardziej bratem wszystkich grzeszników świata, bez fasady wyższości czy surowości osądu, lecz z pragnieniem miłowania i zadośćuczynienia.
Oto kolejna cecha charakterystyczna skruchy: solidarność. Serce posłuszne, wyzwolone przez ducha Błogosławieństw, w naturalny sposób staje się skłonne do czynienia skruchy za innych: zamiast złościć się i oburzać z powodu zła popełnionego przez braci, płacze z powodu ich grzechów. Następuje pewnego rodzaju odwrócenie, w którym naturalna skłonność do bycia pobłażliwym dla siebie, a nieugiętym wobec innych zostaje odwrócona, i dzięki łasce Bożej człowiek staje się stanowczy wobec siebie, a miłosierny wobec innych. A Pan szuka, zwłaszcza wśród osób Jemu poświęconych, tych, którzy płakaliby nad grzechami Kościoła i świata, stając się narzędziami wstawiennictwa za wszystkich. Jakże wielu heroicznych świadków w Kościele wskazuje nam tę drogę! Pomyślmy o mnichach pustyni, na Wschodzie i na Zachodzie; o nieustannym wstawiennictwie, opierającym się na jękach i łzach, św. Grzegorza z Nareku; o franciszkańskiej ofierze za niekochaną Miłość; o kapłanach, takich jak Proboszcz z Ars, którzy żyli pokutą dla zbawienia innych. To nie jest poezja, to kapłaństwo!
Drodzy bracia, od nas, swoich pasterzy, Pan nie wymaga pogardliwego osądzania tych, którzy nie wierzą, ale miłości i łez dla tych, którzy są daleko. Trudne sytuacje, które widzimy i których doświadczamy, brak wiary, cierpienia, których dotykamy, w kontakcie ze skruszonym sercem nie budzą stanowczości w polemice, ale wytrwałość w miłosierdziu. Jak bardzo musimy być wolni od surowości i oskarżeń, od egoizmu i ambicji, od rygoryzmu i niezadowolenia, aby powierzyć się i polegać na Bogu, znajdując w Nim pokój, który ratuje przed każdą burzą! Uwielbiajmy, wstawiajmy się i płaczmy za innych: pozwolimy Panu dokonywać cudów. I nie bójmy się: On nas zaskoczy!
Nasza posługa na tym skorzysta. Dzisiaj, w świeckim społeczeństwie grozi nam, że będziemy bardzo aktywni, a jednocześnie będziemy czuli się bezsilni, w wyniku czego stracimy entuzjazm i będziemy kuszeni, by „żeby się poddać”, zamknąć się w narzekaniu i sprawić, by wielkość problemów przeważyła nad wielkością Boga. Jeśli tak się stanie, będziemy zgorzkniali i cierpcy. Ale jeśli jednak, gorycz i skrucha, zwracają się, zamiast do świata, do naszego własnego serca, to Pan nie omieszka nas nawiedzić i podnieść na duchu. Zachęca nas do tego dzieło: O naśladowaniu Chrystusa: „Nie wtrącaj się do cudzych spraw, nie wdawaj się w sprawy starszych. Zawsze miej przede wszystkim na oku siebie i sam siebie najpierw obwiniaj, nie tych, których kochasz. Jeśli nie masz powodzenia u ludzi, nie smuć się, martw się tylko tym, że jeszcze nie jesteś tak dobry i tak czujny, jak powinien być sługa Boga” (11).
Na koniec chciałbym podkreślić istotny aspekt: skrucha jest nie tyle owocem naszej sprawności, lecz łaską i jako taka musi być wyproszona na modlitwie. Żal jest darem Boga, owocem działania Ducha Świętego. Aby ułatwić mu wzrost, dzielę się dwiema małymi radami. Pierwszą z nich jest to, aby nie postrzegać życia i powołania w perspektywie skuteczności i doraźności, związanej tylko z dniem dzisiejszym i jego pilnymi potrzebami i oczekiwaniami, ale w perspektywie całej przeszłości i przyszłości. Przeszłości, przypominając wierność Boga, pamiętając o Jego przebaczeniu, zakotwiczając się w Jego miłości. I przyszłości, myśląc o wiecznym celu, do którego jesteśmy powołani, o ostatecznym celu naszej egzystencji. Poszerzenie naszych horyzontów pomaga poszerzyć nasze serca, pobudza nas do wejrzenia w siebie z Panem i do przeżycia skruchy. Druga rada, która jest następstwem pierwszej: odkryjmy na nowo potrzebę poświęcenia się modlitwie, która niech nie będzie obowiązkiem wynikającym tylko z funkcji, ale niech będzie bezinteresowna, spokojna i przedłużona. Powróćmy do adoracji i modlitwy serca. Powtarzajmy: Jezu, Synu Boży, zmiłuj się nade mną, grzesznikiem. Poczujmy wielkość Boga w naszej małości grzeszników, abyśmy mogli spojrzeć w głąb siebie i pozwolić, by przeniknęło nas Jego spojrzenie. Odkryjmy na nowo mądrość Świętej Matki Kościoła, która wprowadza nas w modlitwę wezwaniem wołającego biedaka: Panie, pośpiesz ku ratunkowi memu.
Najmilsi, powróćmy na koniec do św. Piotra i jego łez. Ołtarz umieszczony nad jego grobem nie może nie skłaniać nas do refleksji nad tym, jak często my, którzy codziennie mówimy: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy: To jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane”, rozczarowujemy i zasmucamy Tego, który kocha nas do tego stopnia, że uczynił nasze ręce narzędziami swojej obecności. Dlatego dobrze jest uczynić naszymi te słowa, za pomocą których przygotowujemy się po cichu: „Przyjmij nas, Panie […] w duchu pokory i z sercem skruszonym”, i ponownie: „Obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu mojego”. We wszystkim, bracia, pociesza nas pewność, jaką daje nam dzisiaj Słowo: Pan, konsekrowany przez namaszczenie (por. Łk 4, 18), przyszedł, „aby opatrywać rany serc złamanych” (Iz 61, 1). Tak więc, jeśli serce zostanie złamane, może być zabandażowane i uzdrowione przez Jezusa. Dziękuję wam, drodzy kapłani, za wasze otwarte i posłuszne serca; dziękuję za wasz trud i łzy; dziękuję za to, że niesiecie cud Bożego miłosierdzia braciom i siostrom naszych czasów. Niech Pan was pociesza, utwierdza i wam wynagradza.
Przypisy.
1. „Kościół ma wodę i łzy: wodę chrztu, łzy pokuty”, (Ś Ambroży, Epistula extra collectionem, I, 12).
2. „Smutek, który jest z Boga, dokonuje nawrócenia ku zbawieniu, którego się [potem] nie żałuje, smutek zaś tego świata sprawia śmierć” (2 Kor 7, 10).
3. ŚW. JAN CHRYZOSTOM, De compunctione, I, 10.
4. Reguła, IV,57.
5. Tamże, XX, 3.
6. De paenitentia, VII,5.
7. Księga I, Rozdział XXI.
8. Mowy, Zbiór III, XII.
9. Mowy, Zbiór I, XXXIV.
10. Fonti Francescane, 110.
11. Księga I, Rozdział XXI.
za: ekai.pl
Wielki Piątek
Kazanie wygłoszone przez kard. Raniero Cantalamessa, OFMcap w czasie Liturgii Wielkiego Piątku
29 marca 2024 r.
GDY WYWYŻSZYCIE SYNA CZŁOWIECZEGO, WTEDY POZNACIE, ŻE JA JESTEM
„Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja Jestem” (J 8, 28). Te słowa wypowiedział Jezus pod koniec zażartego sporu ze swoimi przeciwnikami. W Ewangelii św. Jana pojawia się crescendo w stosunku do poprzedniego „JESTEM” wypowiedzianego przez Jezusa. Nie mówi już „Jestem tym lub tamtym: chlebem życia, światłością świata, zmartwychwstaniem i życiem… Mówi po prostu „JESTEM”, bez specyfikacji. Nadaje to Jego stwierdzeniu absolutny, metafizyczny zakres. Celowo przywołuje słowa z Księgi Wyjścia 3,14 i Księgi Izajasza 43,10-12, w których sam Bóg ogłasza swoje boskie „JESTEM”.
Bezprecedensową nowość tego słowa Chrystusa można odkryć tylko wtedy, gdy zwróci się uwagę na to, co poprzedza autoafirmację Chrystusa: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, to wtedy poznacie, że JA JESTEM”. Jakby chciał powiedzieć: to, kim jestem – a zatem „czym jest Bóg” – będzie można poznać jedynie z krzyża. Wyrażenie „bycie wywyższonym” w Ewangelii św. Jana odnosi się, jak wiemy, do wydarzenia krzyża!
Mamy do czynienia z całkowitym obaleniem ludzkiej idei Boga i, do pewnego stopnia, również starotestamentowej idei Boga. Jezus nie przyszedł po to, by poprawiać i udoskonalać ideę Boga ukształtowaną przez ludzi, ale w pewnym sensie, by ją obalić i objawić prawdziwe oblicze Boga. To właśnie zrozumiał apostoł Paweł, gdy napisał:
Skoro bowiem świat przez mądrość nie poznał Boga w mądrości Bożej, spodobało się Bogu przez głupstwo głoszenia słowa zbawić wierzących. Tak więc, gdy Żydzi żądają znaków, a Grecy szukają mądrości, my głosimy Chrystusa ukrzyżowanego, który jest zgorszeniem dla Żydów, a głupstwem dla pogan, dla tych zaś, którzy są powołani, tak spośród Żydów, jak i spośród Greków, Chrystusem, mocą Bożą i mądrością Bożą. To bowiem, co jest głupstwem u Boga, przewyższa mądrością ludzi, a co jest słabe (1 Kor 1,21-24).
Rozumiane w tym świetle słowo Chrystusa nabiera uniwersalnego zakresu, który rzuca wyzwanie tym, którzy je czytają, w każdym wieku i sytuacji, w tym w naszej. Zawsze trzeba w istocie dokonać tego obalenia idei Boga. Wszyscy niestety nosimy w sobie, w naszej podświadomości ideę Boga, którą Jezus przyszedł zmienić. Możemy mówić o wyjątkowym Bogu, czystym duchu, istocie najwyższej i tak dalej. Ale jak możemy Go zobaczyć w unicestwieniu Jego śmierci na krzyżu?
Z pewnością Bóg jest wszechmocny, ale o jaką moc tutaj chodzi? W obliczu ludzkich stworzeń Bóg jest pozbawiony jakiejkolwiek zdolności, nie tylko ograniczającej, ale także obronnej. Nie może przejąć władzy, aby im się narzucić. Nie może zrobić nic poza uszanowaniem, w nieskończonym stopniu, wolnego wyboru ludzi. I tak właśnie Ojciec objawia prawdziwe oblicze swojej wszechmocy w swoim Synu, który klęka przed uczniami, aby umyć im nogi; w Tym, który sprowadzony do najbardziej radykalnej niemocy na krzyżu nadal miłuje i przebacza, nigdy nie potępiając.
Prawdziwą wszechmocą Boga jest całkowita niemoc Kalwarii. Potrzeba niewielkiej mocy, aby się pokazać; z drugiej strony potrzeba ogromnej mocy, aby odsunąć się, unicestwić siebie. Bóg jest tą nieograniczoną mocą ukrywania siebie! Exinanivit semetipsum: ogołocił samego siebie (Flp 2,7). Naszej „woli mocy” przeciwstawił swoją dobrowolną niemoc.
Cóż to za lekcja dla nas, którzy mniej lub bardziej świadomie zawsze chcemy się popisywać! Cóż to za lekcja szczególnie dla możnych tej ziemi! Dla tych spośród nich, którzy nawet nie myślą o służbie, a jedynie o władzy dla samej władzy; tych – jak mówi Jezus w Ewangelii – którzy „uciskają narody”, a co więcej, „nazywają siebie dobroczyńcami” (por. Mt 20, 25; Łk 22, 25).
* * *
Ale czy triumf Chrystusa w Jego zmartwychwstaniu nie obala tej wizji, potwierdzając niezwyciężoną wszechmoc Boga? Tak, ale w zupełnie innym sensie niż przywykliśmy myśleć. Zupełnie inaczej niż „triumfy”, które świętowano po powrocie cesarza ze zwycięskich kampanii, wzdłuż drogi, która nadal nosi nazwę „Via Trionfale” w Rzymie.
W przypadku Chrystusa triumf był oczywiście ostateczny i nieodwracalny! Ale jak objawia się ten triumf? Zmartwychwstanie odbywa się w tajemnicy, bez świadków. Jego śmierć – jak słyszeliśmy z opisu Męki Pańskiej – była widziana przez wielki tłum i angażowała najwyższe władze religijne i polityczne. Zmartwychwstały Jezus ukazuje się tylko kilku uczniom, poza światłem reflektorów. W ten sposób chciał nam powiedzieć, że po cierpieniu nie należy oczekiwać zewnętrznego, widzialnego triumfu, takiego jak ziemska chwała. Triumf jest dany w tym, co niewidzialne i jest nieskończenie wyższego rzędu, ponieważ jest wieczny! Dowodem tego są męczennicy dnia wczorajszego i dzisiejszego.
Zmartwychwstały objawia się poprzez swoje ukazywanie się w sposób wystarczający, aby zapewnić bardzo solidny fundament wiary dla tych, którzy a priori nie odmawiają wiary. Nie pojawia się pośród nich, aby udowodnić im, że się mylą i szydzić z ich bezsilnego gniewu.
Jakakolwiek zemsta byłaby nie do pogodzenia z miłością, o której Chrystus chciał świadczyć ludziom przez swoją mękę. Zachowuje się tak samo pokornie w chwale zmartwychwstania, jak i w unicestwieniu Kalwarii. Troską zmartwychwstałego Jezusa nie jest wprawienie w zakłopotanie swoich nieprzyjaciół, lecz natychmiastowe uspokojenie zagubionych uczniów, a jeszcze wcześniej kobiet, które nigdy nie przestały w Niego wierzyć.
* * *
W przeszłości chętnie mówiono o „Kościele triumfującym”. Modlono się o niego, wspominano jego historyczne momenty i powody historyczne. Ale o jaki triumf chodziło? Dziś zdajemy sobie sprawę, jak bardzo ten rodzaj triumfu różnił się od triumfu Jezusa. Nie osądzajmy jednak przeszłości. Zawsze grozi nam, że będziemy niesprawiedliwi osądzając przeszłość z mentalnością teraźniejszości.
Podejmijmy raczej zaproszenie, które Jezus kieruje do świata z wysokości swojego krzyża: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i zmęczeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Można by pomyśleć, że to ironia, kpina! Ten, który sam nie ma kamienia, na którym mógłby położyć głowę, Ten, który został odrzucony przez swoich, skazany na śmierć, Ten, „przed którym zakrywa się twarz, żeby nie widzieć” (por. Iz 53, 3), zwraca się do całej ludzkości, ze wszystkich miejsc i czasów, i mówi: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, a Ja was pokrzepię!”.
Przyjdź ty, który jesteś stary, chory i samotny, ty, któremu świat pozwala umrzeć w nędzy, w głodzie lub pod bombami; ty, który z powodu wiary we Mnie lub walki o wolność marniejesz w więziennej celi; przyjdź ty, kobieto, ofiaro przemocy. Krótko mówiąc, wszyscy, nikt nie jest wykluczony: Przyjdźcie do Mnie wszyscy, a Ja was pokrzepię!. Czyż nie obiecałem uroczyście: „A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do siebie” (J 12, 32)?
Ale jakie pokrzepienie możesz nam dać, o człowieku krzyża, najbardziej opuszczony i udręczony z tych, których chciałbyś pocieszyć? „Przyjdźcie do mnie, bo JA JESTEM! Jestem Bogiem! Wyrzekłem się waszej idei wszechmocy, ale zachowuję nienaruszoną moją wszechmoc, która jest wszechmocą miłości. Napisano: „Co jest słabe u Boga, przewyższa mocą ludzi” (1 Kor 1, 25). Mogę dać wytchnienie, nawet nie usuwając zmęczenia i znużenia w tym świecie. Zapytajcie o to tych, którzy tego doświadczyli!
Tak, ukrzyżowany Panie, z sercem przepełnionym wdzięcznością, w dniu, w którym wspominamy Twoją mękę i śmierć, wraz z Twoim Apostołem Pawłem głosimy całym głosem:
Któż nas może odłączyć od miłości Chrystusowej? Utrapienie, ucisk czy prześladowanie, głód czy nagość, niebezpieczeństwo czy miecz? […] Jestem pewien, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani Zwierzchności, ani rzeczy teraźniejsze, ani przyszłe, ani Moce, ani co wysokie, ani co głębokie, ani jakiekolwiek inne stworzenie nie zdoła nas odłączyć od miłości Boga, która jest w Chrystusie Jezusie, Panu naszym (Rz 8, 35-39).
za: www.ekai.pl
Wigilia Paschalna
Homilia Ojca Świętego Franciszka wygłoszona w Bazylice Św. Piotra w Watykanie podczas Wigilii Paschalnej
30 marca 2024 r.
Niewiasty idą do grobu o pierwszym brzasku świtu, ale w swoim wnętrzu zachowują mroki nocy. Chociaż są w drodze, nadal stoją w miejscu: ich serce pozostało u stóp krzyża. Przyćmione łzami Wielkiego Piątku, są sparaliżowane cierpieniem, zamknięte w poczuciu, że wszystko się skończyło, że sprawa Jezusa została przywalona kamieniem. Właśnie ten kamień znajduje się w centrum ich myśli. Zatem, zadają sobie pytanie: „Kto nam odsunie kamień z wejścia do grobu?” (Mk 16, 3). Kiedy jednak docierają na miejsce, wstrząsa nimi zadziwiająca moc Paschy: „Gdy jednak spojrzały – mówi tekst – zauważyły, że kamień został już odsunięty, a był bardzo duży” (Mk 16, 4).
Zatrzymajmy się na tych dwóch momentach, które prowadzą nas do niesłychanej radości Wielkiej Nocy: najpierw niewiasty z niepokojem zadają sobie pytanie, kto odsunie kamień; potem, gdy jednak spojrzały, zauważyły, że został on już odsunięty.
Najpierw pojawia się pytanie, które dręczy ich serca złamane bólem: kto odsunie kamień od grobu? Ten kamień wyrażał koniec historii Jezusa, pogrzebanej w nocy śmierci. On, Życie, które przyszło na świat, został zabity; Ten, który ukazał miłosierną miłość Ojca, nie doznał litości; On, który uwolnił grzeszników od ciężaru potępienia, został skazany na krzyż. Książę Pokoju, który wybawił cudzołożnicę od gwałtownej furii kamieni, leży pochowany za wielkim kamieniem. Ten kamień, będąc przeszkodą nie do pokonania, był symbolem tego, co niewiasty nosiły w swoich sercach, kresu ich nadziei: wszystko o niego się rozbiło, z mroczną tajemnicą tragicznego bólu, który uniemożliwił spełnienie ich marzeń.
Bracia i siostry, nam też może się to przydarzyć. Czasami czujemy, że wejście do naszego serca jest obciążone nagrobnym kamieniem, który tłumi życie, gasząc ufność, więżąc nas w grobowcu lęków i goryczy, blokując drogę do radości i nadziei. Są to „głazy śmierci”, które napotykamy na swojej drodze we wszystkich tych doświadczeniach i sytuacjach, które okradają nas z entuzjazmu i siły, by iść dalej: w dotykających nas cierpieniach i w śmierci drogich nam osób, które pozostawiają w nas przytłaczającą pustkę; w niepowodzeniach i lękach, które uniemożliwiają nam pełnienie wszelkiego dobra, jakie jest nam drogie; we wszystkich zamknięciach, które hamują nasz poryw wielkoduszności i nie pozwalają nam otworzyć się na miłość; w pancernych murach egoizmu i obojętności, które niweczą trud budowania bardziej sprawiedliwych miast i społeczeństw, na miarę człowieka; we wszystkich tęsknotach za pokojem, rozbitych przez okrucieństwo nienawiści i brutalność wojny. Kiedy doświadczamy tych rozczarowań, mamy poczucie, że bardzo wiele marzeń jest przeznaczonych do zrujnowania, i my również zadajemy sobie z niepokojem pytanie: kto odsunie kamień z grobu?
Jednak te same niewiasty, które miały ciemność w sercu, świadczą o czymś niezwykłym: gdy jednak spojrzały, zauważyły, że kamień został już odsunięty, a był bardzo duży. Oto Pascha Chrystusa, oto moc Boga: zwycięstwo życia nad śmiercią, triumf światła nad ciemnością, odrodzenie nadziei na gruzach porażki. To Pan, Bóg rzeczy niemożliwych, który na zawsze odsunął kamień, i zaczął otwierać nasze groby, aby nadzieja nie miała końca. Ku Niemu, zatem, i my musimy spojrzeć.
Spójrzmy na Jezusa: On, przyjąwszy nasze człowieczeństwo, zstąpił w otchłań śmierci i przeniknął ją mocą swojego Bożego życia, otwierając nieskończony promień światła dla każdego z nas. Wskrzeszony przez Ojca w swoim, w naszym ciele mocą Ducha Świętego, otworzył dla rodzaju ludzkiego nową kartę. Od tej chwili, jeśli pozwolimy Jezusowi, by wziął nas za rękę, żadne doświadczenie porażki i cierpienia, bez względu na to, jak bardzo by nas zraniło, nie może mieć ostatniego słowa odnośnie do sensu i przeznaczenia naszego życia. Od tej chwili, jeśli pozwolimy się porwać Zmartwychwstałemu, żadna porażka, żadne cierpienie, żadna śmierć nie będą mogły powstrzymać naszej drogi ku pełni życia. Od tej chwili „my, chrześcijanie, mówimy, że ta historia (…) ma sens, sens, który obejmuje wszystko, sens, który nie jest już skażony absurdem i ciemnością (…) sens, który nazywamy Bogiem (…) Ku Niemu spływają wszystkie wody naszej przemiany; nie grzęzną w otchłaniach nicości i absurdu (…), ponieważ Jego grób jest pusty, a On, który był martwy, ukazał się jako żyjący” (K. Rahner, Che cos’è la risurrezione? Meditazioni sul Venerdì santo e sulla Pasqua, Brescia 2005, 33-35).
Bracia i siostry, Jezus jest naszą Paschą, Tym, który sprawia, że przechodzimy z ciemności do światła, który związał się z nami na zawsze, i wybawia nas z otchłani grzechu i śmierci, wciągając w świetlisty poryw przebaczenia i życia wiecznego. Podnieśmy nasze oczy ku Niemu, przyjmijmy Jezusa, Boga życia, do naszego życia, ponówmy dzisiaj nasze „tak” dla Niego, a żaden głaz nie będzie mógł stłumić naszych serc, żaden grób nie będzie mógł zamknąć radości życia, żadna porażka nie będzie mogła nas skazać na rozpacz. Podnieśmy nasze oczy ku Niemu i prośmy Go, aby moc Jego zmartwychwstania odrzuciła głazy, które uciskają nasze dusze. Podnieśmy nasze oczy ku Niemu, Zmartwychwstałemu, i podążajmy w pewności, że w najciemniejszych głębinach naszych oczekiwań i naszej śmierci jest już obecne życie wieczne, które On przyszedł przynieść.
Siostro, bracie, niech w tę świętą noc twoje serce wybuchnie radością! Razem wyśpiewujmy zmartwychwstanie Jezusa: „Śpiewajcie, dalekie krainy, rzeki i równiny, pustynie i góry… śpiewajcie Panu życia, który wstaje z grobu, jaśniejszy niż tysiące słońc. Narody połamane złem i biczowane niesprawiedliwością, narody bez miejsca, narody męczenników, odpędźcie w tę noc śpiewaków rozpaczy. Mąż boleści nie jest już w więzieniu: otworzył wyłom w murze, spieszy, by do was przyjść. Niech w ciemnościach rozlegnie się nieoczekiwany krzyk: On żyje, zmartwychwstał! A wy, bracia i siostry, mali i wielcy… wy, którym trudno żyć, wy, którzy czujecie się niegodni, by śpiewać… niech nowy płomień przeszyje wasze serca, nowa świeżość przeniknie wasz głos. To jest Pascha Pana, to jest święto żywych” (J-Y. Quellec, Dieu face nord, Ottignies 1998, 85-86).
za: www.ekai.pl
|
Prośba! :) Zbieram i kolekcjonuję [->] stare modlitewniki (sprzed II Soboru Watykańskiego) [- Modlitewnik ->]. Lubię się z nich modlić. Warto do nich sięgać. [->] Masz taki i nie wiesz co z nim zrobić? Jeśli chcesz, aby modlitewnik trafił w dobre ręce, albo chcesz sprawić mi radość, to skontaktuj się ze mną i zwyczajnie przyślij mi go. :) Będę bardzo wdzięczy. A dodatkowo zawartość modlitewnika wzbogaci mój dział modlitw na stronie i może ktoś jeszcze skorzysta. |
Profil katolickich duchownych.
więcej w zakładce: "Kapłaństwo" oraz "Strony i blogi księży".
Odwiedza nas 138 gości oraz 0 użytkowników.
![]() |
Zabrania się kopiowania i rozpowszechniania materiałów znajdujących się na tmoch.net (szczególnie autorskich grafik i fotografii) bez zgody właściciela witryny. Niniejsza witryna jest w ciągłym rozwoju; strony są dodawane, modyfikowane i... czasami niektóre usuwane. Czasem pozwalam sobie modyfikować, poprawiać bądź uaktualniać już istniejące notki. Taki już jestem :) Aby wesprzeć dzieło ewangelizacyjne "tmoch.net", zobacz zakładkę "wsparcie" [->]. |
||||||
![]() |
![]() |